Pisałam niedawno o głosie wewnętrznego cenzora, surowego rodzica, który stawia nam zakazy wewnątrz naszego umysłu. Zwykle mamy w głowie też inny głos.
Głos, który mówi: poleż jeszcze chwilę, nic się nie stanie, jeśli wstaniesz dziesięć minut później.
Mówi: jeden drink, a potem idę do domu.
Mówi: jeszcze jeden odcinek serialu, a potem biorę się za ten raport.
Mówi: daj spokój, jeszcze chwila, potem się za to weźmiesz.
I tak dalej.
Znacie to?
Najpierw jest miło, a na koniec dusi nas poczucie winy.
Bo przecież mogliśmy…, bo przecież trzeba było…, bo przecież wiedzieliśmy, że… Poczucie winy to podstępna bestia. Sprawia, że czujemy się gorsi, nie w porządku. Skłania do samokarania się, choćby tylko złym słowem skierowanym do samego siebie. Niektórzy to złe słowo wypowiadają publicznie. Natychmiastowy efekt: napięcie, poczucie bycia jeszcze bardziej nie w porządku i nielubienie siebie.
Jednocześnie złe słowa, paradoksalnie, przynoszą ulgę. Skoro się sami potępimy, to nikt inny już nie musi. Cudza krytyka nie będzie bardziej bolesna, niż nasza własna, więc w sumie nic gorszego nam już nie grozi. Można odetchnąć z ulgą, kara odbyta.
Złapani w pułapkę winy i kary, krążymy jak ćma w kloszu lampy.
Jeśli i Ciebie to dotyczy, możesz i w takiej sytuacji użyć zmiany słów (więcej o zmianie słów tutaj). Powiedzieć: Decyduję się wstać. Zamierzam już wyjść. Postanawiam najpierw zrobić raport.
Ja.
Ja decyduję, zamierzam, postanawiam, planuję.
Ja mam wpływ na siebie. Nie będzie mną miotało bezrozumne pragnienie przyjemności. Kiedy przyjdzie czas na przyjemność i odpoczynek, dam je sobie, ale teraz decyduję się robić co innego.
Tylko pamiętaj, aby zdecydować także o czasie na odpoczynek i proste przyjemności. Nie wpadaj w pułapkę „muszenia” i „nie wolno mi” odpoczywać. Strefa wolności leży w zdrowym dystansie pomiędzy „muszę” a „nie chce mi się”.
Sprawdź i daj znać, czy u Ciebie działa.
Potrzebujesz wsparcia w tworzeniu własnego sensu w życiu? Zapraszam do grupy FB Praktycy Poczucia Sensu.
Zdjęcie: Jordan Whitt z Unsplash