Jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, życie to ciągła zmiana. My sami od siebie oczekujemy zmian. Chcemy robić coś inaczej niż do tej pory, bo czegoś pragniemy. To “inaczej” potrzebne jest do tego, by zrealizować marzenia, osiągnąć jakiś cel, mieć świetne relacje z osobami, na których nam zależy.

Czasem zmiana ma rzeczywiście postać, no właśnie – zmiany. Od dziś nie palę. Od dziś ćwiczę 3 razy w tygodniu. Od jutra zaczynam codziennie uczyć się angielskich słówek. Czasem zmiana to robienie tego, co już robimy, ale częściej, bardziej świadomie lub w innym kontekście. Od dziś biegam codziennie. Od dziś wchodzę do biura z uśmiechem na twarzy. Dzwonię do mamy przynajmniej raz w tygodniu.

Każdy z nas ma za sobą historię zmian udanych i nieudanych. Te drugie to zbiór niewykorzystanych szans na to, by było lepiej – jakkolwiek byśmy sobie to lepiej nie zdefiniowali. Postanowienia noworoczne, które trwały tydzień. No, dwa. Solenne obietnice poprawy, które pozostały obietnicami. A czasem heroiczne wysiłki, które nie przyniosły oczekiwanego efektu lub nie przyniosły go dość szybko i w związku z tym zostały zarzucone.

Czasem mówimy, że zabrakło nam silnej woli. Że to nie dla nas, że się do tego nie nadajemy. Tymczasem to tylko mały kawałek rzeczywistości. Silna wola jest potrzebna, ale sama prawie nigdy nie wystarcza.

Każdy z nas kształtował się przed długie lata – osobowość, charakter, nastawienie. Mamy wielki zestaw przekonań o sobie samych i określony sposób widzenia świata. Mamy wielki zasób doświadczeń życiowych, który sprawia, że niewiele jest sytuacji, które są dla nas autentycznie nowe. Mamy też utrwalone schematy działania, które sprawiają, że w określonych sytuacjach reagujemy zawsze w podobny sposób.

Ponoć do 35 roku życia zasób doświadczeń mamy tak wielki, że praktycznie dla 95% życiowych sytuacji mamy w mózgu gotowe wzorce działania, z których korzystamy w sposób automatyczny. A to oznacza, że w tych 95% sytuacji działamy niejako na autopilocie. Zmiana to działanie podjęte niejako przeciwko tym 95%. Jak silna musi być silna wola, żeby przełamać te wzorce?

Żeby zmiana zaszła gwałtownie, jednym rzutem, zajść muszą specyficzne okoliczności. Zwykle wiąże się to z gwałtowna przemianą duchową lub wielką traumą, która całkowicie zmienia nasze postrzeganie świata. Skuteczne, ale jednak nie rekomenduję.

W każdym innym przypadku znacznie skuteczniejsza będzie zasada małych kroków. Drobne zmiany, które nie obciążają nadmiernie naszego mózgu i nie uruchamiają mechanizmów, które będą skłaniać do powrotu na stare ścieżki. Wschodnie przysłowie mówiące o tym, że im ciszej jedziesz, tym dalej zajedziesz ma w tym przypadku głęboką słuszność. Jedna drobna rzecz naraz. Mały wysiłek. W tym przypadku nie liczy się wielkość jednorazowej zmiany, ale konsekwencja w jej robieniu. Mało, ale często – tak właśnie drobnymi krokami zachodzą wielkie zmiany.

Drobne kroki wymagają długiego czasu realizacji, a w tym czasie wiele się wydarzy. Przyjdzie zwątpienie czy faktycznie nam na tym aż tak bardzo zależy. Spadnie motywacja, bo ona zawsze się zmienia i trzeba ją świadomie podsycać. Efekty nie będą widoczne szybko, więc trzeba będzie radzić sobie ze zniechęceniem. Przyjdą myśli “a czy warto się tak męczyć, po co mi to, to nie dla mnie, nie dam rady, lepiej się nie starać, to nie poniosę porażki”, więc warto rozpoznawać co nam wewnętrzny sabotażysta szepcze do ucha i nauczyć się jak działać pomimo tych “życzliwych” rad. Będą pojawiać się różnorodne emocje, nie zawsze pomagające w drodze. Otoczenie będzie starało się skłonić nas do tego, byśmy pozostali tacy jak dawniej, bo wtedy jesteśmy przewidywalni i znajomi. A co najważniejsze – będzie trzeba samemu sobie narzucić skuteczny reżim, obiecać jakąś nagrodę i znaleźć źródła satysfakcji z samego faktu bycia w drodze, a nie tylko z osiągnięcia celu. Sam proces zmiany ma być satysfakcjonujący i dawać małe gratyfikacje w postaci fajnych emocji, odczuć fizycznych i duchowych, miłych myśli (również o sobie samym), satysfakcji.

Kryzysy, przeciwności, spadki motywacji i nastroju to nieodłączny element procesu zmiany. Próba radzenia sobie z tym wszystkim tylko za pomocą silnej woli to wymaganie od siebie jakiegoś olbrzymiego heroizmu w imię… nie wiem czego. To aż prosi się o spektakularną porażkę, zakończoną serią nieżyczliwych myśli o sobie samym i naszej wartości jako człowieka.

(Natomiast jakby ktoś potrzebował sabotażu, na zasadzie “patrzcie jak się staram, a i tak mi nie wychodzi, ale się starałem, więc nie możecie mnie teraz winić, że zostanę jaki byłem, z tym wszystkim, z czym jest mi tak wygodnie i czego w głębi duszy wcale nie chcę zmieniać, ale poddaję się presji że »powinienem«” – to taki sposób genialnie się do tego nadaje.)

Jak mi na czymś zależy, to mam całkiem silną tę silną wolę. Są rzeczy, które robię systematycznie od lat. Wykorzystuję ją też na przykład do tego, żeby w trakcie zakupów nie wrzucić do koszyka czekolady. Natomiast całkowicie zawodzi mnie kiedy już kupię coś smacznego, a do domu mam jeszcze kilkanaście minut drogi. Nie ma mocnych – zawsze przynoszę nadgryzione wiktuały. Dlatego do dbania o zdrowie i sylwetkę w ogóle nie używam silnej woli. Mam na liście codziennych zadań 3 pozycje dotyczące aktywności fizycznej: taichi, stepper, ćwiczenia aerobowe, i konsekwentnie, po kilkanaście minut, je wykonuję. Trzy kilo mniej na wadze to miłe zjawisko, którego doświadczyłam po pewnym czasie.

Moja prawdziwa nagroda to endorfiny oraz codzienny rytuał odhaczania tych pozycji na liście – kilkanaście sekund poczucia, że naprawdę jestem – excusez le mot – zajebista.

Czego i wam życzę.