Każdy z nas ma w głowie głos (a często: głosy), który mówi nam o tym, co wolno, co trzeba, co musimy. Ten głos powtarza nam wszystkie normy i powinności, jakich musimy przestrzegać, by dobrze funkcjonować w świecie. To nakazy i przestrogi, które powtarzali nam nasi opiekunowie w procesie wychowania.
Uwewnętrzniliśmy te normy, a głos uznaliśmy za własny i zwykle nie przychodzi nam do głowy nawet kwestionować tych wszystkich „muszeń” i „powinności”.
Ten wewnętrzny rodzic stał się potężną siłą, określającą nasze zachowanie przez resztę życia. Jego działanie ma chronić nas przed byciem „nieodpowiednim”, przed blamażem, popełnieniem faux pas, wstydem, odrzuceniem „przez stado”. Jeśli jednak staje się siłą dominującą, najgłośniejszym głosem, wielkim kontrolerem życia, to w rezultacie zamiast poczucia bezpieczeństwa, zaczyna wywoływać poczucie krzywdy. Człowiek staje się niewolnikiem. Niewolnikiem obcych zasad i norm, niewolnikiem swego czasu, niewolnikiem działań pod przymusem.
Niewolnik jest słaby i bezradny. Czuje się ofiarą i potrzebuje współczucia. Nie ma na nic wpływu, więc zostaje mu tylko narzekanie – to jedyne, co ratuje go przed szaleństwem.
Nie usuniesz z głowy tego głosu – to jedna z sił, która tworzy Twoją osobowość. Zawsze będzie gadał, ale nie musisz bezwolnie słuchać. Potrzebujesz tylko uświadomić sobie, że to nie jest twój własny głos i że to, co mówi, nie jest absolutną prawdą, a czasami w ogóle nie jest prawdą.
To ambitny cel i żeby go w przyszłości osiągnąć, potrzebujesz zacząć już dziś budować poczucie wpływu. To samo poczucie wpływu, które głos wewnętrznego rodzica Ci odbiera. Wbrew niemu i trochę na początku wbrew sobie. Malutkimi rzeczami, żeby się nie zorientował i nie storpedował Twoich wysiłków.
Zacznij od przejmowania decyzji. Uświadom sobie, że za każdym razem, kiedy podążasz za głosem wewnętrznego rodzica, tak naprawdę podejmujesz decyzję, by tak się zachować. To może się wydawać dziwne, ale jest takie tylko dlatego, że mówiąc „muszę”, zrzucasz z siebie odpowiedzialność na czynniki zewnętrzne (to nie ja! kazali mi! muszę!). Ale to zasłona dymna i pic na wodę, fotomontaż. To zawsze jest Twoja decyzja. No to weź się zbierz w sobie, i przestań zachowywać się jak bezwolna sierotka. Decydujesz się dostosować do jakichś powinności, to się decyduj, nie ma obowiązku być buntownikiem.
Przejmij decyzję.
Jak?
Zacznij od prostego zabiegu. Zamień słowa.
Zamiast: muszę, powiedz: decyduję. To przecież proste przyznanie faktu, nie tworzysz tu alternatywnej rzeczywistości.
Zamiast: muszę, powiedz: wybieram. To przecież tak naprawdę robisz.
Zamiast: muszę, powiedz: potrzebuję.
Decyduję się pojechać na ten obiad do teściowej, bo nauczono mnie, że to moja powinność i wierzę, że rzeczywiście tak jest.
Wybieram pracę po godzinach, bo bardziej boję się szefa niż pretensji rodziny.
Potrzebuję wyrzucić z mojego słownika słowo „muszę”, kiedy tak naprawdę decyduję się, wybieram, potrzebuję lub (wpisz własne).
Zmienisz słowa, to zmienisz bycie przedmiotem decyzji na bycie jej podmiotem. Przesuniesz się mentalnie z bycia bezradnym do wpływania na siebie. Absolutnie kluczowa sprawa, jeśli chcesz żyć, a nie tylko egzystować jak listek miotany wiatrem.
Czy przestaniesz się bać, przestaniesz czuć presję? Nie. Ale przestaniesz być niewolnikiem. Odzyskasz siebie.
W przyszłości możesz chcieć podejmować inne decyzje. Ale dopóki nie będziesz podmiotem, główną postacią, bohaterem własnego życia, inne decyzje bedą poza Twoim zasięgiem. Potrzebujesz najpierw stać się postacią pierwszoplanową, a potem możesz podejmować inne decyzje – nie odwrotnie. Bo postaci drugoplanowe nie mogą podejmować innych decyzji, niż zapisane w skrypcie.
Stań się postacią pierwszoplanową.
Szukasz towarzystwa ludzi, którzy są w takiej samej podróży rozwojowej? Dołącz do grupy na FB Praktycy Poczucia Sensu.