„Za długo jest dobrze, za chwilę się coś zawali.”

„Tu poszło dobrze, ciekawe co innego mi się zepsuje.”

„Spokój nigdy nie trwa długo.”

„Skoro teraz czuję szczęście, to znak, że za chwilę wydarzy się coś złego.”

„Martwię się, gdy jest dobrze, bo to oznacza, że życie za chwilę kopnie mnie ze zdwojoną siłą.”

„Jest tak dobrze, że aż się boję, co zaraz mi w życiu wybuchnie.”

Jeśli podobne myśli przychodzą Ci do głowy, to znak, że Twoje życie zdominowane jest przez lęk.

Czasami uderzy nas, że było dobrze, a potem zrobiło się źle i błędnie uogólniamy takie jedno wydarzenie, czyniąc z niego regułę. Nazywamy ją wtedy „doświadczeniem” i wierzymy w nią przez resztę życia. Czasami możemy mieć wrażenie, że na dobre rzeczy trzeba zasłużyć, i jeśli odpowiednio nie zasłużymy, to na pewno poniesiemy „karę” w postaci niekorzystnych zdarzeń.

W pewnym momencie przestajemy bać się samego niepowodzenia, ale – zupełnie nieświadomie – zaczynamy bać się stanu poprzedzającego, czyli stanu zadowolenia – chwili, gdy jest dobrze. W głowie tworzy się kompletnie nieadekwatne połączenie: było dobrze, to znaczy, że będzie źle. 

W takim życiu zaczyna dominować lęk… nie, nie przed niepowodzeniem, ale właśnie lęk przed POWODZENIEM. Zaczynamy się bać tego, że jest DOBRZE.

Czy to nie ironia losu?

Osobom, które doświadczają podobnych stanów, jest trudniej okazać sobie samemu troskę.

Umysł jest tak zajęty obawianiem się zewnętrznych niepowodzeń, że nie ma przestrzeni na skupienie się na sobie. Trudniej jest zauważyć, że tracimy bezpowrotnie chwile tu i teraz, zajęci rozważaniem przyszłości, która najprawdopodobniej się nie wydarzy. Albo gorzej – wydarzy się za sprawą samospełniającej się przepowiedni, czyli przyciągniemy ją własnym działaniem. A do tego – być może – nie zasługujemy na to, by czuć się dobrze.

Jak można myśleć o sobie, gdy tuż za rogiem czai się taka przykrość? Ta pozorna nieuchronność sprawia, że nie widzimy samego siebie – uwikłanego w sieć własnych lęków. I w momencie, kiedy czułość, akceptacja i zrozumienie własnego stanu zaplątania w tę sieć mogą przynieść uwolnienie się, wyrwanie z matni – jesteśmy najmniej skłonni, by to uczynić.

Nie ma wyjścia – trzeba się zacząć uczyć troski o siebie zanim się zakręcimy w kolejnym błędnym kole oczekiwania na nieszczęście. Zauważać swoje stany i nazywać emocje: radość i czucie się nieswojo, ulgę i lęk, dobre samopoczucie i martwienie się – zwłaszcza, gdy występują jednocześnie. I zamiast się samemu surowo ganić za taką niespójność, podejść do siebie ze współczuciem i myślą, że niełatwo jest być poddawanym takim przeciwnym emocjom jednocześnie, a potem metaforycznie (lub dosłownie) się samemu przytulić, pogłaskać po plecach, poklepać po ramieniu. Być samemu sobie wsparciem.

Gdy nadejdą lęki, będzie jak znalazł.

Ps. Jeśli potrzebujesz wsparcia w byciu dla siebie dobrą, dołącz do naszej grupy na facebooku: Praktycy Poczucia Sensu

Zdjęcie: Trent Haaland