Pisałam wcześniej o tym, że uważam pytanie “dlaczego” za blokujące rozwój i mam poczucie, że warto chwilę się nad tym tematem pochylić. Widzę przynajmniej trzy źródła przyczyn, dla których to pytanie nie spełnia pokładanych w nim nadziei: konotacje wynikające z doświadczenia i ściśle z nimi związany kontekst kulturowy oraz kontekst psychologiczny.

Kultura, w jakiej wyrośliśmy powoduje, że większość z nas żyje w świecie, w którym obowiązuje podział winny-niewinny. “To nie moja wina”, “Winne są okoliczności”, “Nie zwalaj winy na mnie” – nawet nasz język odzwierciedla tę perspektywę. Pierwszy instynkt w przypadku niepowodzeń to udowodnić swoją niewinność. Jak sprawca wypadku, który na zarzut, że jechał zbyt szybko, odpowiada: “Nieprawda, to droga była śliska” – zupełnie nie widząc swojej odpowiedzialności za niedostosowanie prędkości do śliskości jezdni. Jeśli jestem niewinny, to znaczy, że wszystko zrobiłem jak należy – temat zamknięty.

Za młodu z pytaniem tym stykaliśmy się często w szkole w kontekstach, które umacniały nas w takim widzeniu świata. Dlaczego nie odrobiłeś lekcji? Dlaczego nie słuchasz poleceń? Dlaczego się nie nauczyłeś? Pytanie “dlaczego” stawiało nas w mgnieniu oka pod ścianą, wywoływało poczucie winy, groziło karą. Domagało się natychmiastowej obrony, wybielenia, usprawiedliwienia, udowodnienia niewinności. Czy tego chcemy, czy nie, echa tych doświadczeń nosimy w sobie. Odzywają się one często na poziomie nieuświadomionym – a wtedy osoba, zadająca w swoim pojęciu zupełnie niewinne pytanie, staje jak wryta, zaskoczona naszą silną emocjonalną reakcją.

Kontekst psychologiczny związany jest z mechanizmami utrzymywania osobistej samooceny. Jeśli pytanie “dlaczego” padnie w sytuacji, gdy omawiane są przyczyny niepowodzenia – a zawsze wówczas pada! – powoduje uruchomienie psychologicznych mechanizmów ochrony poczucia własnej wartości. W pierwszej kolejności objawia się to podkreślaniem znaczenia czynników zewnętrznych i szukania przyczyny niepowodzenia w okolicznościach, nie w sobie. Potem szybko racjonalizujemy sobie porażkę i dochodzimy do wniosku, że nie było tak źle, że w zasadzie to poszło nam nawet całkiem nieźle, inni przecież zrobili gorzej, a ci, którzy odnieśli sukces, mieli po prostu szczęście.

Hasło o wyciąganiu wniosków z porażek brzmi ładnie, ale w praktyce coś takiego zdarza się niezwykle rzadko. Wystarczy, że ktoś zacznie odpowiadać na nie zadane nawet głośno pytanie “dlaczego tak się stało?” i szanse na rozwój spadają na łeb na szyję.

Zadam prowokacyjne pytanie: jeśli twoim celem jest (jakkolwiek definiowany) rozwój, poprawa, ulepszanie sposobu, w jaki działasz, to po co ci wiedza “dlaczego coś nie zadziałało”? Po co ci wiedzieć “co zrobiłeś źle”?

Zanim się obruszysz (tak, słyszę to uszami duszy), pomyśl wraz ze mną. Szczera, choć trudna, odpowiedź na to pytanie będzie wyliczeniem samemu sobie wszystkich negatywów, wypunktowaniem każdego niedociągnięcia, pokazaniem palcem każdego zaniechania. Wyobraź sobie, że to właśnie zrobiłeś. Czujesz się zmotywowany? Nie możesz się doczekać kiedy będziesz miał następną okazję, by spróbować zrobić to lepiej?

Nie? Tak myślałam.

Kompletnie nie potrzebujesz powiedzieć sobie, w czym zawaliłeś. Jeśli naprawdę, szczerze, na 100% chcesz następnym razem zrobić coś lepiej niż poprzednim, potrzebujesz odpowiedzieć sobie na jedno tylko pytanie:

– Co powinienem zrobić inaczej, by następnym razem odnieść sukces?

I przestać kopać się po kostkach.