Zaczęło się banalnie. Dostałam mandat. Potem drugi, i to za jakąś bzdurę. A potem było już tylko gorzej. Przez około trzy miesiące stykałam się z policjantami niemal na każdym kroku. Normalnie strach było do lodówki zajrzeć, o wsiadaniu do samochodu już nie wspomnę. Każde takie spotkanie wzbogacało mnie o punkt lub dwa, ale zubożało o bilety Narodowego Banku Polskiego. Pojedynczo niewiele, ale w ciągu trzech miesięcy się nastukało tego sporo.

W pewnym momencie powiedziałam sobie: “Nie stać cię na mandaty ani na więcej punktów. Przez następny rok jeździsz uważnie, dziewczyno, choćbyś miała zeżreć tę kierownicę”. A że ja czasami słucham samej siebie, zaczęłam faktycznie jeździć uważniej. Ba, niemal miałam oczy dookoła głowy.

Widziałam każdy znak drogowy, każdy samochód, każdy przelatujący przez drogę listek. Pierwszy miesiąc był potworny. Frustracja prawie mnie zeżarła. Drugi miesiąc był straszny. W trzecim tak jakby już szło lepiej, aż w końcu przestałam się tak z tym męczyć. Ani się obejrzałam, a zmienił się mój styl jazdy.

Obserwowałam uważnie warunki na drodze i dostosowywałam aktywnie sposób jazdy. Zdejmowałam nogę z gazu z pewnym wyprzedzeniem i pozwalałam samochodowi zwalniać własnym sumptem, zamiast gnać i ostro hamować w ostatnim momencie. Przestałam kompulsywnie wyprzedzać, żeby tylko przy zwężeniu czy skrzyżowaniu znaleźć się o jeden samochód bliżej. Częściej wpuszczałam włączających się do ruchu. Zdejmowałam nogę z gazu, kiedy widziałam przed sobą czerwone światła i spokojnie dotaczałam się do skrzyżowania.

Szczerze mówiąc nie zauważyłam nawet kiedy minął ten rok. Tak naprawdę to minęło nawet dwa albo trzy lata, zanim sobie przypomniałam o tym, że miałam kiedyś takie postanowienie. A przypomniałam sobie na drodze dojazdowej do mojego osiedla. To krótka ślepa uliczka, może ze 300 metrów prostej drogi. Jadę tam niespiesznie, na trójce, bo za chwilę będzie nieprzyjemny “martwy policjant” i trzeba będzie bardzo zwolnić. Za mną w uliczkę wjeżdża sąsiad, ale nie wytrzymuje napięcia, wyprzedza mnie, po czym gwałtownie hamuje przed przeszkodą.

Przez głowę najpierw przeleciało mi kilka niepochlebnych komentarzy na temat bezsensu manewrów sąsiada, a zaraz za nimi – olśnienie.

Przecież byłam taka, jak ten sąsiad. W biegu, w pędzie, na adrenalinie. Ta ostatnia prosta do domu to był jakby ostatni sprawdzian, test, który pokonuje się niemal ostatkiem sił, zanim wyczerpany człowiek dotrze do drzwi mieszkania i znajdzie ukojenie w fotelu.

Nagle zauważyłam, co czuję w tamtym momencie. A dokładniej – co od pewnego czasu czuję wjeżdżając na tę drogę dojazdową. Skręcam w prawo i jakby w mojej głowie przełączał się jakiś pstryczek. Wyciszam się. Nie szukam ukojenia, bo go nie potrzebuję. Zamiast tego czuję spokój i radość z powrotu do domu. Nic mnie nie popędza, a mnie jest z tym dobrze! Dla człowieka, który całe lata “jechał” na adrenalinie to był prawdziwy szok poznawczy.

Zanim pokonałam bramę wjazdową i dotoczyłam się do parkingu, przyjrzałam się reszcie mego życia. Szybki remanent wykazał:

Więcej spokoju. Mimo ogólnych skłonności do nerwowości oraz przygnębienia – wściekam się zauważalnie mniej. Zasypiam ledwie przyłożywszy głowę do poduszki – już nie pamiętam kiedy ostatni raz przewracałam się do 3 nad ranem, co dawniej było normą. W ogóle lepiej śpię. Mam więcej energii. Chce mi się uczyć, rozwijać, robić nowe rzeczy. Mniej martwię się przyszłością. Bardziej doceniam teraźniejszość. Nawet domowe zwierzaki są spokojniejsze i bardziej kontaktowne, a to najlepszy wskaźnik – zwierzaki nie kłamią.

Saldo wyszło na plus. Kto by pomyślał, że głupi nawyk uważności na drodze przyniesie takie efekty.

Przy ostatniej wymianie opon wyszło, że jestem na plusie też w całkiem niespodziewanych obszarach. Zawsze wymieniam opony u tego samego mechanika, który od razu sprawdza i często wymienia też od razu klocki hamulcowe. Tym razem obejrzał je i krzyknął z czeluści podsamochodowych: “Co te klocki takie nie starte? Nie używasz ich, czy jak?”

Ano nie używam. Taniej wychodzi. 🙂

A patrolu policji od tych feralnych trzech miesięcy nie spotkałam ani razu.