Byłam wczoraj w miejscu, które na mojej prywatnej mapie wszechświata znajduje się na białym obszarze opisanym “Tu żyją smoki”. Byłam otóż na sesji relaksacji i regeneracji dźwiękami. Znaczy kamertony, gongi, misy, śpiew i mnóstwo innych rzeczy, których nie rozpoznałam po dźwięku.
Wyglądało to tak, że grupa osób na sali położyła się pokotem na ozdobnych poduszkach, przykryła kocami i przez godzinę słuchała muzyki, którą tworzyła na bieżąco prowadząca sesję. Muzyka była niespieszna, bez określonej struktury, czasem prawie zanikała by za chwilę wybrzmieć mocnym gongiem. Było to coś pomiędzy performansem a misterium, bardzo piękne. Muzyka przywodziła na myśl celtycką, trochę jakby z filmu “Song Of The Sea”, a trochę z gry Monument Valley (od razu widać jakie media konsumuję, nie?).
Nie do końca miałam świadomość co ma się wydarzyć w wyniku takiej sesji. Jeśli miałam się połączyć z jakimś kosmosem, to chyba nie poszło, z żadnym kosmosem się nie połączyłam. Ale za to bardzo połączyłam się ze sobą – niech tam: z wewnętrznym kosmosem – co było dosyć zaskakującym, ale ciekawym doświadczeniem. Oraz przeszedł mi ból głowy – PROFIT!
Oprócz tego, że było fajnie i relaksująco, dokonałam też rozmaitych odkryć i przemyśleń, do których sprowokowały mnie cztery z obecnych na sali osób: około 3-letnie dziecko, pan po czterdziestce, moja koleżanka i ja sama.
Przemyślenia mam dwa.
Dziecko odgrywa w obu historiach kluczową rolę, ponieważ na początku marudziło. Trwa już sesja, muzyka powstaje na naszych oczach (a raczej przed naszymi uszami), a dziecko natrętnie domaga się uwagi mamy, płosząc skupienie uczestników i psując przyjemność. Zdecydowanie trudna sytuacja.
Przyjrzyjmy się reakcjom obecnych na sali osób.
Pan po czterdziestce – typowy przedstawiciel naszej cywilizacji, żyjący w ciągłym stresie, non-stop na kortyzolu. A tu każe mu się leżeć bez ruchu godzinę i słuchać jakichś dźwięków, które nawet nie mają określonej struktury, linii melodycznej, a w ogóle to co to, do cholery, jest? Kortyzol działa jak narkotyk, więc organizm pozbawiony dopalacza zaczyna się domagać: niech się coś dzieje! Wtem! dziecko. Wreszcie można na czymś skupić ten dyskomfort i zamienić go w gniew. Prawdopodobnie dzięki temu gniewowi panu udało się w ogóle wytrwać godzinę i jak tylko było można, to wyrwał z sali jakby go goniły wszystkie psy piekieł. Jestem przekonana, że większości muzyki pan w ogóle nie słyszał, bo tak był zajęty prowadzeniem gniewnych narracji w głowie. O jakimkolwiek poddaniu się nastrojowi w ogóle nie mogło być mowy. Jedyne, czemu pan się poddał, to to, co stworzył w swojej głowie i na czym się skupił. Ja nie zdążyłam się zorientować, że sesja się skończyła, a pan już był na schodach, perorując, że “tego dziecka nie powinno tu być”. Serio, to nie jest przesada, tak było.
Moja koleżanka. Przyszła z ciekawością, otwarta na wszystko, co się wydarzy. Przyznała, że dziecko ją strasznie wkurzało, ale w pewnym momencie uznała, że albo się skupi na dziecku i będzie się wkurzać, albo sobie odpuści i skupi się na muzyce i relaksacji. Po sesji wyglądała jakby się udało, a o dziecku wyrażała się z dużą życzliwością. Poziom zadowolenia: max.
No i ja. Właścicielka umysłu badacza, który usłyszał, że dźwięki będą wpływać na ciało, wobec tego całą swoją uwagę przekierował do własnego wnętrza, badając co się dzieje i czy coś się zmienia. W rezultacie tego zabiegu byłam głucha na otoczenie, jakbym była zupełnie obok. Słyszałam każdy dźwięk, nawet jedno pasmo świadomości identyfikowało na bieżąco instrument. Słyszałam otoczenie, ale nie jako osobne byty, tylko jako część tych dźwięków, co mi mają coś robić. Słyszałam dziecko, ale kompletnie nie rozumiałam jego słów – głos stał się częścią muzyki. Nawet potem powiedziałam, że słyszałam śpiew dziecka. Ktoś chrapał a jego chrapanie wyznaczało rytm melodii. Gniewny pan przeszedł nade mną, ale był tylko szelestem i zmianą poziomu oświetlenia. To było coś jak medytacja i stan flow w jednym. Byłam głęboko zaskoczona, kiedy się okazało, że minęła godzina.
Pierwsza refleksja jest taka, że każde z naszej trójki dostało to, co sobie samo wybrało. Jedyna różnica jest taka, że pan wybrał nawykowo i bezrefleksyjnie, koleżanka wybrała w sposób świadomy, a ja na dzień dobry weszłam z planem badawczym i nie pozwoliłam niczemu się z tego planu wytrącić.
Druga refleksja jest taka, że nasza władza nad naszym umysłem jest tak naprawdę olbrzymia. Pan nie słyszał nic oprócz dziecka. Ja byłam kompletnie głucha na wszystko co było poza mną. I nie ma tu znaczenia czy wybór był świadomy czy nie – oboje go dokonaliśmy i skupiliśmy się w pełni na jednym. Pana w jego skupieniu podtrzymywał gniew i długa praktyka pozostawania w gniewie, mnie – praktyka medytacji. A to też oznacza, że władzy nad umysłem i nad nastrojem można się nauczyć, że to nie jest cecha wrodzona, ale umiejętność wyuczona.
I że mój plan, być być w życiu zadowolonym to nie jest jakieś zadanie syzyfowe i ponad siły. Przeciwnie, do jego realizacji jest tak naprawdę potrzebna jedna decyzja i konsekwentne trzymanie się jej – decyzja, że w każdym momencie samodzielnie wybieram na czym się skupię. Nie pozwalam ludziom i wydarzeniom wpływać na moje samopoczucie. Mogą wpływać na wydarzenia, warunki i możliwości jakie mam przed sobą, ale samopoczucie to mój, i tylko mój, wybór. I że zdanie “ty/on/ona/ono mnie wkurza” na zawsze wypada z mego słownika.
Ps. Kiedy po sesji powiedziałam, że słyszałam głos dziecka, ale wplotłam do sobie w muzykę i słyszałam, jakby dziecko śpiewało, koleżanka spojrzała na mnie jak na ufoludka i powiedziała: wołało, że chce siku. Tak, można się śmiać. Do tej pory mam ataki głupawki, jak sobie przypomnę.
Aha, dziecko po chwili zrobiło sobie z koca legowisko i smacznie zasnęło. Najlepszy dowód na to, że dźwięki relaksują. Dla nas, dorosłych, całe zadanie polega na tym, żeby w sobie to wewnętrzne naturalne dziecko obudzić i pozwolić mu wprowadzić nas w stan relaksacji.
Pps. Polecam to doświadczenie, choćby i z ciekawości. Było SUPER. Prowadzi dr Nelly Radwanowska (jak ona pięknie śpiewa!), nazywa się to Relaksacyjno-Harmonizująca Sesja Dźwiękowa, a następna zaplanowana jest na 3.07 o godz. 13:30. Tu patrzeć, w Wydarzenia: http://nellyradwanowska.com/